poniedziałek, 5 listopada 2012

Jesień to czas kina!

Jesień to dobry czas na chodzenie do kina. Jest zbyt zimno, by włóczyć się po mieście, a jednocześnie wystarczająco ciepło, by chciało się człowiekowi wyściubić nos z domu. Druga dobra pora to lato. Przyjemnie jest się schronić w chłodnej, ciemnej, kinowej sali przed upałem i odpłynąć w zupełnie inny świat.

Pozostańmy jednak przy jesieni, bo to ta ostatnia skłania mnie by powrócić to magicznego świata kina. Uwielbiam duże, puste kinowe sale. Niestety coraz  trudniej takiej znaleźć - królują multipleksy z nieodłącznym odgłosem picia coli i zapachem prażonej kukurydzy. Kiedyś wspaniała, pusta sala bywała  w Lunie podczas letnich pokazów w porach, kiedy większość ludzi jest jeszcze w biurze. Pamiętam też taką salę z nieistniejącego już kina na rynku Nowego Miasta ( jak się ono nazywało? WARS?) podczas jednego sylwestrowych wieczorów - była to może 16:00, może 18:00. Jeszcze nie Sylwester, ale nerwowo przebiegających po ulicach ludzi w poszukiwaniu szampana czy konfetti było już widać.Pustka w kinie była prawie zupełne, pięć osób ze mną włącznie, skrzypiące krzesła i "Fanny i Aleksander" Bergmana - doświadczenie jedyne w swoim rodzaju.

Wróćmy jednak do jesieni Anno Domini 2012. Co słychać w kinie? Mamy nowego Bonda - Skyfall - nowy, a więc nie stary. Myśląc o starym Bondzie, można powiedzieć tylko to se ne wrati! A jaki jest Skyfall? Ogólnie na plus, choć były dłużyzny i kilka rzeczy było zbędnych. Było też jednak trochę autoironii. Zobaczyć więc warto! No i Stambuł, Londyn, Szanghaj!
Do obejrzenia też "Shadow Dancer" - ciekawy, ale bez szału. A "Miłość" Hanekego jeszcze przede mną - czekam na wstrząs!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz