czwartek, 27 grudnia 2012

Relacje

Ludzie siedzą przy stole. Palą się świece. Wszyscy piękni i uśmiechnięci. Uśmiech długo ćwiczyli przed lustrem.
Patrzą na siebie, wymieniają uwagi i leniwie przeżuwają przystawkę. Smaczna, nieprawdaż?

Przy innych stołach ludzie z równym zaangażowaniem pokazują wypielęgnowane zęby. Jedni patrzą na drugich i myślą, że ci drudzy to taka ładna para, rodzina, grupa przyjaciół. Jednocześnie uśmiechając się myślą, że właściwie to niewiele mają do powiedzenia swym współbiesiadnikom. Brakuje jednak odwagi, by przerwać miło płynącą rozmowę o królestwie Merina  ( a kogo to interesuje?).

I tak toczy się to życie w strefie konwencji. Mało jest realnych, bliskich, oddanych relacji, ale dba się o pozory.

Łatwiej się żyje, gdy pozory są zachowane. Znaczniej trudniej jest wówczas, gdy pozory stają się nieznośne.

Trudniej się też żyje, gdy nie ma już kojącej wiary w dobrego Boga. Wówczas pozostaje pustka i przerażająca świadomość nieznośnej obojętności świata.

A wszyscy uciekamy od tej świadomości. Życie na trzeźwo jest prawie niemożliwe do przeżycia.

piątek, 21 grudnia 2012

Koniec świata 2012

Koniec świata Anno Domini 2012.

Żadnego końca świata nie będzie. Nie będzie tak prosto, że świat się skończy i już.

Świat kończy się za każdym razem,kiedy zapominamy o drugim, kiedy nasze durne ego jest ważniejsze niż ten, który jest obok.

Świat odradza się ilekroć przełamujemy swoją dumę, uprzedzenie, egoizm.
I tak trwa to już od lat i trwać będzie tak długo, jak długo będzie chciało nam się być każdego dnia choć trochę lepszymi ludźmi.

Zimowe słońce świeci za oknem, końca świata nie ma.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Weekend pełny wrażeń

Cały czas oscyluję pomiędzy pisaniem o tym, co ogólne, a tym, co szczegółowe. Pomiędzy obserwacjami sfery publicznej, a obserwacjami swojego wnętrza ....wciąż brakuje mi właściwej formuły.

Weekend bardzo intensywny. Zaczął się w kinie - film Bojana Vuletica "Przewodnik po Belgradzie z piosenką weselną i pogrzebową". W kinie, które przez wiele lat należało do moich ulubionych w Warszawie - w Lunie. Zawsze powracam tam z sentymentem. I lubię to, że nie ma tam tłumów.

A film? Czy cokolwiek mogło się po takim filmie potoczyć inaczej? Belgrad - miasto miłości, emocji, muzyki, szalonych toastów i picia na umór. Miasto, w którym się nie zasypia. W tym mieście człowiek pada. Pada ze złości, z niemożliwej miłości, z nadmiaru namiętności, z wielości wlanych w gardło litrów. Wspaniały film dla tych, którym brakuje w zachodnim, ułożonym (przynajmniej z pozoru) świecie, szaleństwa, prawdy i chaosu.

A potem wizyta w gruzińskiej knajpie - zbyt wczesna jednak chyba  była pora, a może nie ta szerokość geograficzna; dość, że nie miejsc nie było, a na parapecie czy na żyrandolu jeszcze napitków nie serwowano.
Czy to jednak problem? W innej scenerii wino zostało wypite. Dużo tego wina było...I choć tańców nie było (a szkoda), to emocje były.

A rano trzeba było wstać, walczyć z uporczywym bólem głowy i pędzić na śniadanie. I tu obserwacja ogólna: jeszcze dwa, trzy lata temu śniadania w knajpkach były czymś dosyć egzotycznym, a teraz? We Wrzeniu Świata miejsc nie było;wygrywa więc Powiśle i O Obrotach ciał niebieskich - tam, fartem  udaje się nam zająć miejsce. A miejscówka jest całkiem miła i dobrze karmią.
Dwie godziny drzemki  po śniadaniu i trzeba wbić się w garnitur i pozostając w muzycznym klimacie ( wciąż w uszach pobrzmiewały mi pieśni chór z filmu Vuletica) kierować się na piękny, krużgankowy dziedziniec Politechniki Warszawskiej, by posłuchać  muzyki Bernsteina w West Side Story! Miły wieczór i miły koniec intensywnego weekendu!
A dziś poniedziałek - już bez muzyki....:-(

piątek, 14 grudnia 2012

Dlaczego lepiej robić zakupy on-line?

Dlatego, że jest szansa, że nie spotkamy sprzedawcy....sprzedawca bowiem może nam wprawdzie pomóc ( w końcu taka jest jego rola), ale może nas także zirytować!
Oczywiście, znowu będę słyszał, że jestem pieniaczem, że te drobnostki nie są istotne etc Nie są, to prawda, ale składają się na całość zwaną życiem. A owo życie byłoby przyjemniejsze, gdyby takie drobnostki zaskakiwały nas pozytywnie, a nie negatywnie.

Znany sklep z zabawkami - jeden z największych w Warszawie! Grzecznie pytam sprzedawczynię, gdzie znajdę harmonijkę; primo zabawka to na tyle tradycyjna, że trudno uwierzyć, że w tak dużym sklepie jej nie ma, secundo w sklepie internetowym tej sieci jest dostępna; Pani odpowiada, że nie ma i nie ma ochoty wdawać się w dyskusję czy były, czy będą, czy są może w innym sklepie ...twierdzi, że takich zabawek nie mieli....
Jak to możliwe, że w sklepie istniejącym od 35 lat nie słyszano o harmonijce?

Nie dowierzam sprzedawczyni i oczywiście po 30 minutach krążenia po sklepie znajduję harmonijkę. Na wszelki wypadek biorę trzy sztuki i pokazuję miłej sprzedawczyni.
Pytam: Czy będzie Pani tak miła i powie mi co to Pani zdaniem jest?
Odpowiedź: Harmonijka;
No właśnie; a 30 minut temu twierdziła Pani, że nie znajdę w tym sklepie harmonijki....

Oczywiście nie usłyszałem słowa "przepraszam", bo jak mi wyjaśniła sprzedawczyni, chciała mnie na koniec przeprosić, a powiedziała, że nie ma, bo myślała, że pytam o większe harmonijki, które były ( jakie kurka większe, czy ja określałem wielkość harmonijki? czy harmonijki dla dzieci są w dziesięciu rozmiarach? czy nie usłyszałem, że nie ma i nie było żadnych?)
Powiedziałem sprzedawczyni, że słowo "przepraszam" powinno paść na początku; oczywiście, gdybym nie domagał się przeprosin, to w ogóle bym słowa "przepraszam" nie usłyszał. ....Przykre, ale prawdziwe!

Humor poprawia mi za to, sprzedawca ze sklepu Traffic - od razu widać,że chce mu się pracować. Na prośbę o książkę/przewodnik po Meksyku otrzymuję kilka przewodników i kilka książek. Chce mu się szukać i proponuje jeszcze albumy. I co? można? Można! Aż miło się w takim sklepie kupuje!

A najlepiej powiedzieć zakupom NIE! Zaoszczędzimy w ten sposób pieniądze, zdrowie i czas!


czwartek, 13 grudnia 2012

Notatnik

napisać o

.....religii na maturze
.......pułapkach sumienia
..........dyskryminacji w kościele
............ pisarskim stylu jednego ze znanych dziennikarzy
......... ..... blogach znanych
................. świętach i aktach miłosierdzia
.......................wrażeniach z lektury Baumana

Zobaczymy na co starczy czasu....

Cykl Emocje II

Pisać mi się nie chce. Z tyłu głowy pobrzmiewa: " (...) żeby się nam chciało chcieć". A co zrobić jeśli się nam nie chce?

Jakieś ogólne zniechęcenie, zmęczenie i brak energii. Kiepski stan. Nic gorszego niż brak emocji, niech będą złe albo dobre, ale niech będą.

Pozostają do opisania absurdy egzaminacyjne. Trudno je opisać, bo system wymęczył mnie na tyle, że po wyczekanym: "wynik egzaminu pozytywny", nic poza wykrztuszeniem "dziękuję" się we mnie nie zadziało. Refleksyjnie oczywiście narodziła się ulga i radość, ale spontanicznie nic, wielkie nic....

System zmęczył mnie tak, że wiedziałem,że albo ja, albo oni. Kiedyś sądziłem,że po jednej stronie są prawi egzaminatorzy, a po drugiej są egzaminowani i jeśli tylko ci ostatni dobrze się przygotują to oczywiście zakończą egzamin z wynikiem pozytywnym. Teraz już wiem, że sytuacja jest bardziej złożona.

Dosyć dziwne jest to, że egzamin państwowy na prawo jazdy, choć obiektywnie jeden z prostszych, jakie w życiu człowiekowi przychodzi zdawać, dla wielu pozostaje tym najstraszniejszym. Ludzie nabawiają się wrzodów, nerwy tracą, a biznes się kręci...bo każdy niezdany egzamin to kolejna opłata...gdyby w ten sposób funkcjonowały uczelnie wyższe, to z pewnością ich sytuacja finansowa byłaby doskonała.

System choć odświeżony, zachował w swych szeregach także tych, którzy pracowali jako egzaminatorzy lat temu dziesięć i piętnaście temu (może stąd te straszne, smutne miny; bo rzeczywistość już jednak inna..)...a jak kiedyś bywało?...i wówczas jakoś nikt nie mówił o bezpieczeństwie, a teraz nagle wszyscy (niby) troszczą się o to,żeby byle kogo na ulice samochodem nie wypuścić. Należy więc delikwenta przywitać miną pracownika zakładu karnego, zestresować i wykazać, że nic nie umie.

Oczywiście należy oddać sprawiedliwość tym egzaminatorom, którzy nie zapominają o kulturze, dobrej atmosferze i  obiektywizmie. Skłonny jednak jestem stwierdzić, że stanowią oni mniejszość. A panie z kas w ośrodkach egzaminacyjnych (w większości) można by żywcem przenieść do Muzeum Komunizmu.

Wszyscy władni powinni zastanowić się nad tym, co jest z tym egzaminem nie tak? Zdawalność mała, atmosfera w większości przypadków okropna, bezpieczeństwo na drogach pomimo nowych form egzaminowania nie zwiększyło się drastycznie, narzekających na ten egzamin tysiące.... I niby tak wszyscy bez powodu narzekają od lat?

Dobrze, że mam to za sobą i dobrze,że nie znienawidziłem całego świata przy okazji; a ten katolik, który mi kiedyś obiecał, że poćwiczy ze mną skręty, a potem w zabieganiu swoim biznesowym o sprawie zapomniał, niech pamięta, że trzeba się z braku pomocy bliźniemu wyspowiadać:-) Bliźni sobie poradzi, ale odnotuje, taka już marna natura bliźniego....

wtorek, 11 grudnia 2012

Cykl Emocje I


Potrzebuję czasu, by wszystko przetrawić. Przetrawić i jakoś opisać. Znacznie trudniej opisuje się radość, ale przecież egzamin na prawo jazdy w Polsce to nie tylko radość, to także radzenie sobie z dziesiątkami absurdów. Zanim jednak wszystkie absurdy opiszę, publikuję fragment zapisu swoich emocji - wcześniej dostępny tylko w korespondencji mailowej.

Czyli o przemianach swojego "ja" i odkrywaniu siebie:


Nie umiem wyrażać entuzjastycznie emocji - ani nie skaczę z radości, ani też nie demoluję pokoju ze złości. Pomimo dosyć rozwiniętej umiejętności odczuwania, szybko potrafię przejść do porządku dziennego nad sprawami wieloma. Ani nie skakałem z radości po ujrzeniu swych ocen z egzaminu maturalnego - może dlatego,że były tak nudno jednorodne: same piątki; ani też nie rozpaczałem jak się na psychologię nie dostałem. Nie dostałem się, to się nie dostałem i tyle. Owszem tam, gdzie mogę coś  zdziałać, szczególnie jeśli działam na rzecz innych emocje się pojawiają i nie ma: "nie da się". Zwykle jednak poziom wyrażania emocji mam niski. Aż tu nagle, w ubiegły piątek wielka niespodzianka - okazało się,że złość, bezradność, wkurwienie, by nazwać rzecz po imieniu, wyrażać potrafię. Było głośne kurwienie i NIE, NIE, NIE; a potem chodzenie po ulicach i brak zgody na to,że tak się sprawa potoczyła. Zaskoczyła mnie moja reakcja bardzo - czyżby to oznaka, że pierwszy raz w życiu mi na czymś bardzo zależało? Tak czy siak, poznałem 1) nowy wymiar siebie 2) doświadczyłem, jak coś bardzo w sumie błahego może być dla kogoś ważne i jak wielkie emocje w człowieku drzemać mogą. A wszystkiemu winna pięćdziesiąta minuta egzaminu praktycznego na prawo jazdy, egzaminu właściwie już zdanego, a tu taka niespodzianka. Chwila nieuwagi i szansa na poznanie nowego wymiaru swojej osobowości.

To wówczas poczułem, to, czego już dawno nie odczuwałem. Poczułem, że stała mi się jakaś wielka niesprawiedliwość! A Panu egzaminatora, który taką dawkę emocji mi zafundował ( oczywiście w trosce o mienie państwowe i bezpieczeństwo) grzecznie dziękuję i myślę,że coś w wypowiedzi internautki "Mam nadzieję, że tych panów nieżyczliwych to sprawiedliwa karma kiedyś dopadnie..." jest na rzeczy.

czwartek, 6 grudnia 2012

Filharmonia

Orkiestra stroi instrumenty. Powoli schodzą się ludzie: w średnim wieku, młodzi, i bardzo młodzi, ale także, a może przede wszystkim ludzie w podeszłym wieku. Jest kilka osób poruszających się o kulach, a także kilka poruszających się na wózkach inwalidzkich.

Dlaczego lubię Filharmonię? Odpowiedź jest oczywista - bo można tam posłuchać wspaniałej muzyki. Zobaczyć na własne oczy, jak z instrumentów wydobywają się przeróżne dźwięki układające się w coś niezwykłego.

Lubię jednak w Filharmonii coś jeszcze...lubię to,że jako jedna z niewielu instytucji kultury przy rozsądnych cenach stosuje tak duże rabaty dla seniorów (50%) < a także dla młodzieży szkolnej i studentów>, że nawet ci, których emerytury są niewielkie mają szanse posłuchać pięknej muzyki w dobrym wykonaniu. Jeśli osiągnęło się stosowny wiek, można rozkoszować się słuchaniem cudownej muzyki już za kilkanaście złotych.



.

Czasami jestem złośliwy...trochę...

Czytam poważną książkę. Pełne skupienie zostaje zakłócone telefonem z firmy ubezpieczeniowej. Czy mogę zająć chwilę? Tak, ale bardzo krótką.
Rozpoczyna się recytowanie formułki ze skryptu i zapraszanie mnie na spotkanie z przedstawicielem, podczas którego dowiem się, jak odkładać środki na przyszłą emeryturę etc
Po trzech minutach nie wytrzymuję i przerywam monolog ( jak się okaże tylko na chwilę) krótkim pytaniem: "A czy dowiem się jak zarabiać owe środki?"
Cisza...nie przewidziano takiego pytania w skrypcie....po chwili monolog rozpoczyna się na nowo ( czy napisano w skrypcie: powtórz potencjalnemu klientowi wszystko jeszcze raz?);
Przerywam (uprzejmie) raz jeszcze: " Przepraszam, ale nie odpowiedziała Pani na moje pytanie". Odpowiedź: " no nie wiem". Cóż, muszę zatem podziękować za rozmowę.
Wiem, wiem, trzeba być wyrozumiałym i  życzliwym, ale czasem każdy ma gorsze dni.

niedziela, 2 grudnia 2012

Czy się czepiam?

Może się czepiam, może należy skoncentrować się na miłej konwersacji i nie zwracać uwagi na szczegóły. Rachunek sam się jednak nie zapłaci, a jak Polak płaci, to wymaga... Są jeszcze inne przyczyny "czepiania się":
1) jak ktoś jest znany z robienia rewolucji, to przede wszystkim wszystkie konieczne rewolucje powinien najpierw przeprowadzić u siebie
2) kto wie, co przyniesie los, może kiedyś zajmę się recenzowaniem różnych miejsc - trzeba więc trenować...:-)
No to zaczynamy, na pierwszy ogień idzie obsługa:

a) okazuje się, że trudno oczekiwać, że w drzwiach przywita nas obsługa.... czekamy, czekamy; w końcu samemu trzeba podejść do obsługi

b) pan kelner jest wyraźnie zagubiony i nie do końca wie, które stoliki są wolne, a które zarezerwowane, próbuje to sprawdzić

c) wskazuje w przelocie stolik, ale nas do niego nie odprowadza; niemożliwe jest upewnienie się czy to dany stolik, bo kelner stoi  już do nas  tyłem przy kasie

d) nakrycie nie było przygotowane, talerzyki  do przystawki kelner nie tyle stawia, co rzuca, cóż widocznie bardzo się spieszy

e) kieliszek wina dostaję "przez stół", niby  włoska atmosfera, ale po co spokojnie, obejść stół i podać kieliszek z prawej strony

e) lokal słynie z dekoracji, cóż  jednak po tym, skoro w stroiku świeczka spaliła się już pewnie godzinę temu, a kelner nie widzi potrzeby zastąpienia jej nową; inną świeczkę zapala nam po piętnastu  minutach, kartę też dostajemy po takim czasie, choć tłumów nie ma w lokalu;

f) włoska atmosfera, więc pewnie kelnerzy mają przykazane by się nie spieszyć...wiadomo dolce vitae, niech klienci poczują Włochy... kelner ze reaguje ze spokojem , gdy goście przy sąsiednim stoliku zrzucają kieliszek, ze spokojem, dodać należy,tak wielkim,że zabranie się za sprzątniecie szkła zajmuje mi ponad pół godziny. Nic to,że siedzimy obok...wybór jest prosty chodzenie po szkle lub przedłużenie wizyty (znów na ratunek przychodzi miła rozmowa)

g) ceny mocno restauracyjne, cóż wiadomo... restauracja; nie podoba mi się, choć niestety jest praktyka to co raz częstsza, doliczanie - bez względu na liczbę gości- obowiązkowego 10% serwisu.  W rezultacie restauracyjne ceny stają się jeszcze bardziej restauracyjne... A przecież napiwek powinien być nagrodą, wyróżnieniem za miłą obsługę, a nie obowiązkiem, szczególnie jeśli kelner ma minę pt. "jestem tu za karę".

No dobrze, więcej się już nie czepiam, bo liter alfabetu może zabraknąć....