czwartek, 29 listopada 2012

Cykl: nasze wybory 1

Ciągle musimy wybierać, to truizm. Coraz więcej jednak myśli w głowie kłębi mi się na temat tego, co, kiedy i jak możemy/powinniśmy wybrać; coraz więcej myśli na temat życia i jego celu/braku celu; na razie zapisuję to, co mnie zainspirowało; może potem z tych różnych strzępków, głosów, impresji wypracuję jakiś chwilowy pogląd na tę kwestię.

"Gdzie zatem przebiega granica między prawem do szczęścia i nowej miłości, a krótkowzrocznym egoizmem(...)? Dokładne prześledzenie przebiegu tej granicy jest z reguły uciążliwym zadaniem,ale jednego można być pewnym: gwałcimy ją zawsze ilekroć traktujemy zawiązywanie i zrywanie więzi międzyludzkich jako akty moralnie obojętne i neutralne, ilekroć a priori zwalniamy siebie z odpowiedzialności za skutki owych aktów, zapominając, że jest to ta sama bezwarunkowa odpowiedzialność, której budowanie i pielęgnacja jest, na przekór wszystkiemu, powołaniem miłości" cyt. za Z. Bauman, Sztuka życia, Kraków 2009.

wtorek, 27 listopada 2012

No to już wiem!

I okazało się,że wystarczą blogi. Ciekawość ma została zaspokojona.
K. ( i wcale nie chodzi tu o Obywatela K.) bez względu na to ile miałaby zajęć zawsze coś ciekawego wymyśli, wynajdzie,odkryje, zbada.
Inny świat okazuje się światem zdrowej żywności. Do tej ostatniej odnoszę się podejrzliwie o tyle, że jak tu się zdrowo odżywiać, skoro warzywa i owoce uchodzące za zdrowe, wcale  zdrowe jeśli kupione w markecie być nie muszą.
Okazuje się,że trzeba wejść na kolejny szczebel drabiny świadomego podejścia do życia  i Warszawska Kooperatywa Spożywcza na niego weszła. Nie dość,że  bezpośrednio od rolników, to jeszcze taniej i jeszcze fundusz służący wspieraniu działań na rzecz sprawiedliwości społecznej mają - piękne!

A odnośnie żywności zdrowej i niezdrowej, to przekonują mnie autobiograficzne świadectwa, tych, którzy przez lata odżywiali się żywnością naszpikowaną chemią. Odżywiali się do momentu, aż w organizmie nagromadziło się tej chemii tyle,że ten czy inny narząd powiedział dość. Teraz jedzą zdrową i czują się lepiej - coś w tym musi być!

Wędruję zatem po chleb pełnoziarnisty....

poniedziałek, 26 listopada 2012

Zaintrygowany

Więcej wiem o Hożej. Gdy przebiegam pamięcią tę ulicę to stare opowieści wracają. Te o fabryce brązów i sreber Braci Łopieńskich (wciąż można odwiedzić sklep należący do potomków rodziny przy Poznańskiej 24), te o rodzinie Orgelbrandów ( Samuel Orgelbrand wydał nie tylko dzieła Kraszewskiego, ale i 28 - tomową Encyklopedię Powszechną).
Znam też Hożą współczesną tą z oknem życia i tą z  Apartamentami Hoża 55. Inne światy - świat starej Warszawy, świąt nowej Warszawy.
O Wilczej wiem mało. Bywałem wprawdzie w antykwariatach, które znajdują się przy tej ulicy (choć z tego obszaru od razu w głowie odzywa się Antykwariat Troszkiewiczów przy Wspólnej), byłem też u Znajomych Znajomych, a nawet jeszcze historia o słynnej, przedwojennej cukierni Wojciecha Herbaczyńskiego w świadomości mej się tli. Bardziej jednak intryguje mnie mailowe doniesienie o odkrywaniu innego świata na Wilczej, enigmatyczne sformułowanie wywołało mą ciekawość. Nie ma rady, trzeba zadzwonić i dopytać:-)

niedziela, 25 listopada 2012

Blogoznajomości

Artyści mają blogi, publicyści mają blogi, znajomi mają blogi, wszyscy mają blogi..no może nie wszyscy, bo niektórym wystarcza facebook.

Spotykam przyjaciół w realnym świecie, kultywuję życie rodzinne, ale coraz częściej zdarza mi się "być w kontakcie" z ludźmi w jakimś sensie dla mnie ważnymi za pośrednictwem blogów. Zaglądam, czytam i czuję się trochę tak, jakbym do nich zadzwonił.

Nie jestem zwolennikiem tej formy znajomości, ale może to znak czasu. Może życie przyspieszyło już tak bardzo,że nie ma już czasu na spokojnie picie kawy, szachy i fajfy. Skoro taki czas, to cieszę się i z blogoznajomości.

Czytanie rozkładu jazdy

Dobiegam, słyszę sygnał, jeszcze próbuję wskakiwać...to jednak nie metro, a konduktor wcale nie wygląda z pierwszych drzwi. Żegnają mnie twarze, które szczęśliwie napawają się ciepłem pociągu do którego nie dane było mi  wskoczyć..cóż trzeba czekać na następny.

Nie jest najgorzej, bo ani nie błądzę, ani też nie mam żadnych problemów z odczytaniem rozkładu jazdy. Po chwili zastanawiam się jednak czy zawdzięczam to wyjątkowej inteligencji czy temu,że rozkład służył mi tylko za potwierdzenie tego, co sprawdziłem w necie. Trzeba się będzie tym rozkładom przyjrzeć. A dlaczego? Bo czas oczekiwania skracają mi trzy sympatyczne niewiasty  - co trzy głowy to nie jedna.... Pociąg ma według rozkładu przyjechać za pięć minut, innej opcji dojazdu nie mają, na peronie są dobrym, więc oferowanie pomocy uważam za zbędne. I słucham przez te pięć minut - bo dzielić można się wiedzą jaki i niewiedzą: "ale ja nie wiem jak się to czyta", "patrzysz na zły kierunek", "czy jest jakaś instrukcja", "patrzysz na przyjazdy"....
I w końcu pociąg nadjeżdża, a rozkład jazdy pozostaje nierozszyfrowany. Czy jest tak zawiły? (Nie wykluczam) Czy to rozkład dla ludzi z przedwojenną maturą? (tyle ostatnio utyskiwania na poziom polskiej edukacji) Czy może pora była zbyt późna?

Życie i bliscy

 W gościnnym domu słucham reportażu w I Programie Polskiego Radia. Temat poruszający - opowieść o człowieku, który został skazany za morderstwo. W więzieniu spędził 12 lat. Dopiero po takim długim czasie odnaleziono prawdziwego sprawcę.
Kilka pytań pojawia mi się w głowie: jak funkcjonuje wymiar sprawiedliwości i jak szybko nasze życie może się zmienić ( jakieś Kafkowskie demony się włączają), jaką trzeba mieć psychikę by to znieść, wreszcie, kto jest nam naprawdę bliski i nie da wiary oskarżeniom. Kolejne pytanie, dotyczy tego, kto pomimo naszej winy, przy nas będzie i będzie nas wspierać.

niedziela, 18 listopada 2012

Kino jesienne

Kolejny dobry film w kinie tej jesieni - "Mój rower" Piotra Trzaskalskiego.Myślę o poprzednich filmach tego reżysera, oglądam ten najnowszy i dochodzę do wniosku, że twórca  ten ma niezwykłą umiejętność mówienia  w prosty sposób o rzeczach ważnych. Nie ma patosu, a jest to, co porusza i wzrusza.Jest też jakaś ludzka życzliwość w tych opowieściach
Zdecydowanie trzeba obejrzeć "Mój rower" - obok doskonałego humoru, mamy  opowieść o rzeczach istotnych, może nawet o rzeczach najistotniejszych! A do tego doskonała oprawa muzyczna i piękne zdjęcia!

piątek, 16 listopada 2012

Radość

Wciąż szukam odpowiedniej formuły dla bloga. Z jednej strony mają pojawiać się tu obserwacje świata, scenki rodzajowe, absurdy, metafizyka codzienności.... z drugiej zaś nie mogę powstrzymać się od zapisywania tego, co w danej chwili mnie porusza, a co choć źródło ma w świecie zewnętrznym, to jednak bardziej dotyczy mego świata wewnętrznego niż sfery publicznej. Dziś w głowie dwa takie wydarzenia:

1) narodziny nowego członka szacownej rodzinny B. - olbrzym, choć mnie nie przebił; radość ogromna i coś co mnie zawsze w moim postrzeganiu świata zaskakuje: jakaś czysta radość ze szczęścia innych i wzruszenie;
Ilekroć myślę o narodzinach, to dochodzę do wniosku,że jest to jeden z najbardziej niesamowitych momentów, jakie człowiek może obserwować. Nowe życie, nowe marzenia; jeszcze nie wiadomo, kim będzie ten nowy obywatel świata, co go w życiu spotka, jakim człowiekiem będzie etc A przede wszystkim to doświadczenie cudu życia.
Odnotowuję w pamięci, że. T. urodził się 16. XI (Dzień Tolerancji), a jego starszy brat 1. XI - wszystko wskazuje na to,że będą to wielcy ludzie - materiał genetyczny mają w końcu zacny, a pewnie i daty urodzin nie są przypadkowe.

2) Wczoraj napisała M. - lubię jej maile i lubię jej słuchać i lubię na nią patrzeć, jak starannie dobiera słowa, układając swe zawsze nienagannie umalowane usta w nowe kształty. Bez wątpienia to jedna z najciekawszych osób, jakie dane było mi w życiu poznać; choć zarówno ja i jak ona na pewnym sylwestrowym party lat temu kilka, pojawiliśmy dosyć przypadkowo. A może nie ma przypadków.

Tolerancja

Dziś Międzynarodowy Dzień Tolerancji.

Powraca pytanie: jak to z naszą tolerancją jest? Dla jednych to znienawidzone słowo, dla innych coś oczywistego, choć chyba rzadko mamy ową tolerancję uwewnętrznioną. Inność budzi nie tylko zaciekawienie, ale i strach, a ten często przekłada się na agresję.
Z przerażaniem słucham, że ktoś w szkole jest piętnowany za to, że ma rude włosy, albo dlatego,że pochodzi z Azji; o dziwo piętnowani są nawet ci, którzy pochodzą z tego samego kontynentu, tyle,że z innego kraju.O innych powodach do prześladowania nie wspomnę; A grono pedagogiczne pozostaje bezradne....

A jakie są wyniki radiowej sondy na temat tolerancji?

Okazuje się,że najbardziej tolerancyjna jest  najstarsza z zapytanych. Może jest tak,że mądrość zdobywa się z czasem (choć niestety nie jest to udziałem wszystkich) i z czasem człowiek potrafi oddzielić to, co naprawdę ważne, od tego, co zupełnie nieistotne. Z czasem przybywa nam doświadczenia i potrafimy z większym dystansem spojrzeć na życie.

środa, 14 listopada 2012

Działaj!

Człowiek biegnie, machina życia wprawiła go w ruch, biegnie, a co się stanie, jeśli nagle wypadnie z toru?
Stagnacja, bezruch, brak motywacji, zanik ambicji.

Coraz częściej słyszę od ludzi: nie chce mi się, nie mam siły, poszukuję motywacji do działania.

Co ciekawe owa niemoc dotyka często ludzi, o których skłonni bylibyśmy sądzić,że mają wszystko, by wieść szczęśliwe życie. O przyczynach tego zjawiska nie czas dziś rozważać, lepiej zająć się radą.

A rada jest banalna, ale innej chyba nie ma! Masz człowieku nogi, ręce, głowę to działaj! Działaj, bo jesteś to winny światu. Światu, który jest piękny i nie przestaje nas zaskakiwać! Stań przed lustrem i powtarzaj jak mantrę: mogę, umiem, potrafię, nadaje się, zrobię to!
Może nie jesteś najlepszy w  znajomości historii Ameryki Północnej, ale świetnie radzisz sobie z inwestowaniem na rynkach dalekowschodnich! Nikt nie jest najlepszy we wszystkim! Kontroluj to co jest w zasięgu twojej kontroli, a odpuść to, na co wpływu nie masz!

Są wprawdzie jeszcze bardziej przyziemne rady: pomaga kredyt, bo bank nie interesuje się naszym nastrojem i każe do pracy każdego dnia wstać; pomaga też poczucie odpowiedzialności za innych, wreszcie pomaga też rozmowa z mądrymi ludźmi, ale tych coraz mniej...


wtorek, 13 listopada 2012

Blogowania początki

Blogowanie wciąż pozostaje dla mnie dość tajemnicze. Dopiero zaczynam i zastanawiam się czy ta aktywność będzie mnie cieszyła, czy też znudzi mnie po kilkunastu postach.
Moje dotychczasowe spostrzeżenia są następujące: 1) od strony warsztatowej: jest to dobre ćwiczenie pisarskie; nawet jeśli nie wygładzam swych postów to jednak jakieś skupienie pisaniu towarzyszy  2) pewne przywiązanie do swego bloga jednak zaczynam zauważać i odczuwam  potrzebę by co jakiś czas coś naskrobać, nawet jeśli blog pozostaje wciąż bez czytelników  3) coraz częściej pojawia się w mojej głowie pytanie, jak to z tym pisaniem właściwie jest: z premedytacją nie rozesłałem zaproszeń do tych, którzy być może by mnie czytali ( precyzyjnie nie rozesłałem do nikogo); piszę, bo lubię, ale jednak od czasu do czasu pojawia się myśl, że miło by było, gdyby to ktoś jednak czytał  4) obserwuję też, że dużo łatwiej pisze mi się do odbiorcy znanego mi osobiście niż w eter;

Co będzie dalej czas pokaże!

niedziela, 11 listopada 2012

Trwoga

Sala jest zastanawiająco pusta...drugie piętro...czy dystrybutor nie spodziewa się tłumów? czy może oczekuje tych, którzy gotowi są na większy trud i wejście na drugie piętro nie stanowi dla nich żadnej przeszkody? Trud rozumienia i zadawania pytań, na które nie ma odpowiedzi...
Powoli przybywa widzów, sala jednak nie jest zapełniona do końca, kilka rzędów. Są jeszcze tacy, którzy prowadzą wesołe rozmowy i tacy, którzy dźwigają chipsy...

Pustka, końcowe napisy, absolutna cisza w kinie...nikt nie wstaje...nikt nie otwiera drzwi...trwa to kilka minut...

Wstrząs. Najnowszy film Hanekego wytrąca z równowagi, wywołuje jakiś nieokreślony smutek, ból i zmusza do stawiania pytań na które wolelibyśmy nigdy nie odpowiadać. Każe pytać o sens i bezsens, każe odczuwać egzystencjalny niepokój.

.........................
.......................

Kilka myśli Hanekego zapisuję, by je zachować i móc do nich wracać. Cytuję na podstawie rozmowy, którą z Michaelem Haneke przeprowadził Janusz Wróblewski vide Polityka nr 44 (2881) s. 76-77. Zachęcam do lektury całej lektury w archiwum "Polityki"

" Kontakt ze sztuką współczesną nie polega na czerpaniu z niej przyjemności. Specjalizuje się w tym popkultura, oferująca łatwe pocieszenie. Jestem przekonany, że konfrontacja z tym, co wytrąca z równowagi, przed czym chce się uciec, ma sens i swoją wagę, a nawet przynosi w końcu ulgę, bo uświadamia, że nie tylko my się boimy, cierpimy w samotności i przeżywamy coś wyjątkowo bolesnego. Dzięki temu rodzi się poczucie głębszej wspólnoty, solidarności w klęsce i wstydzie"

"Godność wyznacza kierunek działania człowieka. Poddać się, czy podjąć heroiczną walkę, która i tak jest z góry skazana na porażkę? Takiej jest mniej więcej nasze przeznaczenie.Jak ja bym się zachował na ich miejscu?"

"Najważniejszych dylematów istnienia rozum ludzki nie potrafi rozstrzygnąć."

"Świat nie jest i nigdy nie był prosty. Z przeczytanych książek  i obejrzanych filmów jedyną rzeczą, która mi po nich zostaje w głowie, jest wspomnienie trwogi, przytłaczającego lęku, panicznego przerażenia światem, w którym żyję"


wtorek, 6 listopada 2012

Czy żyje się lepiej?

Mój szanowny interlokutor, od którego wiele się w życiu nauczyłem, stwierdził ostatnio:
"Moje wnioskowanie może być obarczone błędem, ale jeśli obserwujemy, że bogaci są coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi, to pewnie jest tak, że ci pierwsi bogacą się kosztem tym drugich"
Faktem jest,że przepaść między bogatymi i biednymi z dnia na dzień jest coraz większa!
To tak w ramach obserwacji: jak się żyje w Polsce i czy żyje się lepiej? A wam jak się żyje?

poniedziałek, 5 listopada 2012

Jesień to czas kina!

Jesień to dobry czas na chodzenie do kina. Jest zbyt zimno, by włóczyć się po mieście, a jednocześnie wystarczająco ciepło, by chciało się człowiekowi wyściubić nos z domu. Druga dobra pora to lato. Przyjemnie jest się schronić w chłodnej, ciemnej, kinowej sali przed upałem i odpłynąć w zupełnie inny świat.

Pozostańmy jednak przy jesieni, bo to ta ostatnia skłania mnie by powrócić to magicznego świata kina. Uwielbiam duże, puste kinowe sale. Niestety coraz  trudniej takiej znaleźć - królują multipleksy z nieodłącznym odgłosem picia coli i zapachem prażonej kukurydzy. Kiedyś wspaniała, pusta sala bywała  w Lunie podczas letnich pokazów w porach, kiedy większość ludzi jest jeszcze w biurze. Pamiętam też taką salę z nieistniejącego już kina na rynku Nowego Miasta ( jak się ono nazywało? WARS?) podczas jednego sylwestrowych wieczorów - była to może 16:00, może 18:00. Jeszcze nie Sylwester, ale nerwowo przebiegających po ulicach ludzi w poszukiwaniu szampana czy konfetti było już widać.Pustka w kinie była prawie zupełne, pięć osób ze mną włącznie, skrzypiące krzesła i "Fanny i Aleksander" Bergmana - doświadczenie jedyne w swoim rodzaju.

Wróćmy jednak do jesieni Anno Domini 2012. Co słychać w kinie? Mamy nowego Bonda - Skyfall - nowy, a więc nie stary. Myśląc o starym Bondzie, można powiedzieć tylko to se ne wrati! A jaki jest Skyfall? Ogólnie na plus, choć były dłużyzny i kilka rzeczy było zbędnych. Było też jednak trochę autoironii. Zobaczyć więc warto! No i Stambuł, Londyn, Szanghaj!
Do obejrzenia też "Shadow Dancer" - ciekawy, ale bez szału. A "Miłość" Hanekego jeszcze przede mną - czekam na wstrząs!

sobota, 3 listopada 2012

Bilet...kupić można....może

W sobotę po 17:00 kupić można wódkę, piwo, sushi, pizzę.. można nawet spróbować kupić udział w marzeniach - kumulacja 30 mln więc obok umiejętności podania właściwych numerów, sprawdzona zostanie też cierpliwość. Kto wytrwa w kolejce, a kto z marzeń zrezygnuje? Spróbuj jednak kupić bilet ZTM! O kioskach zapomnij, wiadomo,że w soboty po 15:00 są już zamknięte, o sklepach w których jeszcze dwa, trzy lata temu sprzedawano przy kasie bilety nawet nie myśl. Pójdziesz, grzecznie o bilet zapytasz, a zostaniesz obrzucony spojrzeniem pt. Idiota, przecież sprzedaż biletów się nie opłaci. Nie opłaci się i kropka, nikt z poczucia obowiązku, że w sklepie powinny być także rzeczy, które są nieco mniej opłacalne dla sprzedającego, ale ludziom potrzebne,biletów sprzedawać nie będzie. Pozostaje autobus - kierowcom też chyba się nie opłaci, bo biletów nie mają. Ale jest przecież jeszcze technika, zawsze gotowa przyjść z pomocą...wystarczy tylko wsiąść do autobusu w którym zainstalowano automat do sprzedaży biletów. Takie proste! Tylko,że na wszelki wypadek automat nie działa! Okazuje się, że nieszczęśników szukających możliwości zakupu biletów jest więcej! Dwie, trzy, w końcu pięć osób! I zawiązuje się wspólnota pokrzywdzonych przez nieczułą maszynę, która myśli, po czym zwraca ( porządna jednak) pieniądze i komunikuje "błąd systemu". Kolejni śmiałkowie próbują! Kolejne przystanki mijają, a wspólnota rośnie w siłę i jest już siedem osób poszukujących biletów. Niektórzy nich jeszcze nieświadomi co ich czeka, debatują czy lepiej kupić bilet jednorazowy  czy dwudziestominutowy czy może dobowy - czy to Pewex by wybierać, przebierać i grymasić? W końcu przełom! Automat wypluwa bilet ulgowy! System nie jest więc błędny, a jedynie niekompletny, bo nie wyświetla komunikatu "brak takiego biletu". Zrezygnowani nieszczęśnicy ustawiają się w rządku, by kupić bilety ulgowe - w końcu ulgowy do ulgowego i mamy normalny.
Znaczniej lepiej działa automat do ładowania kart miejskich umieszczony na przystanku - tu wszystko udaje się bez żadnych problemów! Więcej takich automatów!

piątek, 2 listopada 2012

Tradycja ma się dobrze, przedsiębiorczość też!

Tradycja ma się dobrze, bo wciąż na cmentarzach tłumy. Walczymy o pamięć z nadzieją, że skoro my pamiętamy to i o nas będą pamiętać. A przecież kiedyś odejdą ci, którzy pamiętają i wówczas co? pustka?
Póki co jednak, tłumnie ludzie przybywają na nekropolie i już w bramie usłyszeć można " Kurwa, gdzie polazła?", a nie co dalej " Nie, on nie zapisał jej mieszkania, sprzedał zanim umarł" etc A to Polska właśnie ... chciałoby się rzec.
A wszystkiemu towarzyszy rozkwit przedsiębiorczości, bo przed bramą witają nas już nie tylko produkowane w domowym zaciszu (pieśń przeszłości) znicze i chryzantemy złociste uprawiane w tunelu za domem, ale i kiełbaski, i pieczyste z grilla i powiewające na wietrze kolorowe baloniki dla dzieci....festyn prawie.... te balony wyjątkowo utkwiły mi w pamięci, bo było ich tyle, że już z daleka było je widać!
A trzy kroki dalej, obok najbardziej okazałych nagrobków, świętują Romowie, którzy oprócz kwiatów zabrali też jadło i wódkę Bols. Wielu taki sposób świętowania dziwi, ale może to sposób lepszy, a i zmarłym pewnie weselej, że bliscy nie marzną tak bardzo. Zresztą czym tu się oburzać, wystarczy u Reymonta przeczytać jak dawniej bywało.
A morał z tego wszystkiego, chyba taki, żeby życie kochać i akceptować je takim jakim jest!