piątek, 15 lutego 2013

Szwecja

Przyroda, wyspy, syndrom sztokholmski, rodzina królewska, konik z Dalarna, Greta Garbo, Ingmar Bergam, Astrid Lindgren, szwedzkie klopsiki ( Kottbullar) i....zima!

Zanim dotarłem do Sztokholmu wylądowałem w okolicach Nykopingu. Zanim tam jednak wylądowałem spędziłem kilka godzin na lotnisku czekając aż samolot raczy wystartować...

Lubię siedzieć na lotnisku i przyglądać się ludziom - jedni się spieszą, inni poprawiają kołnierzyki przed spotkaniem z żoną, jeszcze inni leniwie przysypiają. Zwykle spaceruję  po całym lotnisku przyglądając się coraz to nowym osobom i pisząc w myślach ich życiorysy.

Tym razem jednak nie miałem ochoty na spacery, bo byłem chory - chory wyleciałem i chory wróciłem - c'est la vie. Skoro nie spacery to zostają rozmowy. Tym bardziej konieczne, że obsługa lotniska nic nie wie, a samolotu nie ma... Przez kilka godzin oczekiwania poznałem sporą część współpasażerów i dzięki temu oczekiwanie nie było najgorsze.

Nykoping to niewielkie miasteczko położone w pobliżu Skavsta Airport - zza szyby autobusu i przewodnika dowiaduję się, że urokliwe. Być może jest w tym jakiś sens by podróżować do miejsc mniej odwiedzanych przez turystów wówczas szansa na spotkanie tubylców jest większa. W stolicy spotkam bowiem głównie turystów z całego świata (zastanawiających się głośno nad obrazami koników z Dalarna) oraz całe rzeczy Hiszpanów i Polaków ( dla odmiany) tu pracujących.

Po godzinie jestem w Sztokholmie - stolicy Szwecji położonej na 14 wyspach, połączonych ponad 50 mostami; tylko jedną trzecią stanowi teren zabudowany, reszta to woda i tereny zielone. Pierwsze wrażenie pozytywne, choć nie mogę pozbyć się myśli, że latem jest tu piękniej. Dojeżdżając do centrum Sztokholmu widzimy olbrzymi budynek Ericksonna - nawet jeśli się zdrzemnęliśmy wiemy, że jesteśmy w Szwecji. A jeśli jeszcze nie wiemy, to przypomni nam o tym Volvo, Scania, a w ostateczności H&M i IKEA.

Zwiedzać za bardzo mi się nie chce z powodu choroby więc koncentruję się na rozmowach; choć zwiedzania trochę też było - Norrmalm, Gamla stan i Sodermalm zostały przedeptane. Słynne Muzeum Wazy  odpuściłem, ale wybrałem się na wycieczkę z przewodnikiem po mieście. To dla mnie pewna odmiana, bo zwykle wolę sam odkrywać ukryte skarby. Tym razem jednak wiedziałem, że jeśli nie będzie zewnętrznej mobilizacji to mając zaspokojony już pierwszy głód poznawczy (wieczorny, kilkugodzinny spacer po mieście) szybko wrócę do łóżka.
Przewodnik opowiedział mi kilka interesujących historii. Niektóre z nich znałem, niektóre nie. Po pierwsze przypomniał o tym, że Szwecja to państwo liberalne, bardzo dbające o politykę równościową. Przykłady?
Szwecja to monarchia konstytucyjna. Król jest głową państwa, ale ma niewielkie uprawnienia. Ważny jednak pozostaje symboliczny gest - w 1979 wprowadzono w Szwecji prawo pirmogenitury niezależnie od płci  i w ten sposób następczynią na tronie jest księżniczka Wiktoria. Inny przykład to obowiązujące w Szwecji od 2009 prawo o małżeństwach jednopłciowych. Przykłady można mnożyć, bo Szwedzi to przynajmniej wg badań i deklaracji jedno z bardziej tolerancyjnych społeczeństw.
Drugą rzeczą o której wspomina przewodnik jest wysoki odsetek ateistów i agnostyków w Szwecji (powyżej 60%). Społeczeństwo szwedzkie pozostaje jednak społeczeństwem przyjaznym i bardzo bezpiecznym. Zatem dla tych, którzy martwią się, że jak ludzie nie będą chodzić do kościoła to będą strzelać do wszystkich dookoła odwiedzenie Szwecji możne okazać się pożyteczną wyprawą.
Trzecia opowieść dotyczy życia królowej Krystyny Wazy, jej konwersji na katolicyzm, panowania, biseksualizmu, kontrowersji dotyczących jej płci etc, a wreszcie wspomnienia filmu "Królowa Krystyna" z Gretą Garbo w roli głównej.
Opowieści przewodnik miał wiele, a ja po zwiedzeniu wszystkich ważnych ulic i obejrzeniu kilku ważnych budynków ( w tym budynku teatru, parlamentu, pałacu i Filharmonii Sztokholmskiej < to tu wręczane są Nagrody Nobla> ) miałem dość - przemarzłem do szpiku kości więc opowieści oszczędzę.

Miłą odmianą było zwiedzanie najdłuższej galerii sztuki na świecie. Mowa oczywiście o metrze. Wybudowane w latach '50 XX zostało ozdobione przez artystów. Dzięki temu ponad połowa z blisko stu stacji metra to galerie sztuki - wspaniałe, kolorowe groty! A przede wszystkim jest tam trochę cieplej niż na zewnątrz. Zwiedzam więc z dużym zainteresowaniem.

Podoba mi się w Sztokholmie, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu ( może to przez zimową aurę i mą chorobę),że wszystko jest tu jakieś przykurzone, tak, jakby lata największej świetności już minęły. Może wrócę latem, by pływając statkiem zmienić zdanie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz